1.01.2013

Kapitulacja

Nad Królestwem zgromadziły się czarne chmury. Błękit nieba został przyćmiony przez potęgę ogarniających go obłoków; gwiazdy przepłynęły niepohamowanie przez złote palce wróżbitów, pozostawiając w ich widzeniach jedynie pustkę dnia dzisiejszego, zamykającą wrota do ogrodów przyszłości. Nastały chwile bezwzględnej ciszy, przerwanej dopiero przez nierównomierny tętent tysięcy kopyt, których dźwięk niósł się po kraju niczym echo w pustej izbie.
Władca, ściskając w lewej dłoni kawałek aksamitnej chusty, podszedł do tarasu, tupotem potężnych obcasów wybijając rytm jakże podobny do bicia jego serca. Półprzezroczysta kotara obmyła jego twarz, bezskutecznie próbując odwlec nieuchronne. Spojrzał na linię horyzontu.
Ze wzgórza spłynęła fala, byłby w stanie przysiąc, miliona kawalerzystów z niesamowitą prędkością zawijających do bram jego Królestwa. Okrzyki zagrzewające do bitwy, dźwięk uderzającego o siebie żelaza, szelest łamanej trawy. Poczuł wilgoć w lewej dłoni i nie omieszkał się sprawdzić jej przyczyny. Materiał skąpany był w szkarłacie. Brwi króla uniosły się w geście zdziwienia. Puścił tkaninę, a ta, odlatując w stronę nadchodzącego wojska, odkryła akty samoagresji. Władca odetchnął głęboko, zaciskając pięść z powrotem i jednocześnie zadając sobie niesamowity ból. Raz jeszcze rzucił wzrokiem na nacierającą armię i wbił paznokcie mocniej. Na posadzkę zaczęła skapywać krew. Zaśmiał się, a w kącikach jego oczu pojawiły się łzy. Poczuł ucisk w żołądku, taki sam, jak wtedy - gdy syn umierał w jego ramionach, a on nie był w stanie niczego zrobić, w żaden sposób temu zaradzić. Już wtedy wiedział, że łzy i krew nie odwleką nieuchronnej przyszłości, a mimo to pozwolił sobie na nie. Słona ciecz pokryła jego policzki.
- Królu! - usłyszał i jak oparzony otarł mankietem twarz - monarsze przecież nie wypadało okazywać uczuć. - Nadchodzą od północy, gotowi do ataku! Nie mamy odpowiedniej ilości wojska! Ludność nie potrafi walczyć - wszyscy zginą! Panie! - ponaglił mężczyzna, zniecierpliwiony ciągłym milczeniem króla. Oddychał płytko i szybko, dając jednocześnie do zrozumienia, że jest to sprawa niecierpiąca zwłoki i natychmiast oczekiwał na rozkazy.
Rozległ się trzask do wrót osady.
Nagle władca uśmiechnął się bez przekonania i, kręcąc głową, poruszył ustami.
- Abdykuję.
Hetman spojrzał na niego, nie do końca rozumiejąc.
- Abdykuję - powtórzył król głośniej i rozłożył ręce w geście niemocy.
- Ależ... Panie! - wybuchnął. - Toż to niedorzeczne. Nie możesz się poddać - nie w takiej chwili!
Ten jednak spojrzał na niego z niemrawym uśmiechem i z rozpaczą wymalowaną na twarzy.
- Nie daję rady. To dla mnie za wiele. Moje kolejne dziecko umiera, a ja nic nie mogę zrobić. Przepraszam. Przeproś wszystkich... Tadeuszu - dodał po chwili zastanowienia.
Tadeusz podszedł do monarchy i, zapominając o wszelkich zasadach, objął go. Jak za dawnych czasów.
- Jeżeli się poddasz, nie będę miał już kogo przepraszać - wyszeptał. Niegdyś najlepszy przyjaciel moczył teraz jego ramię, szlochając przy tym głośno. Ciągnął dalej: - Proszę, dosiądźmy razem konia i, dzierżąc srebrne szable, pokonajmy wroga, jak przed laty - umilkł i dodał po chwili: - Wojciechu.
Król zaśmiał się przez łzy. Mokrymi oczyma spojrzał na kompana, drżącym palcem sunąc po jego pamiętnej bliźnie przecinającej połowę twarzy.
- Tęskniłem za... Tobą... - próbował wyszeptać.
- Jak ja za tobą - odparł hetman, całując go w policzek. - Chodź, uratujemy Królestwo po raz kolejny. - pociągnął Wojciecha w stronę wyjścia.
Władca otarł twarz i podążył za człowiekiem - człowiekiem, który przywrócił mu nadzieję.
Nagle od strony tarasu ze świstem nadleciała chmara płonących strzał. Opadli obaj na ziemię, kuląc się w rękach. Gdy atak ustąpił, król podniósł się. Potrząsnął niedorzecznie ciężką rękę kompana.
- Tadeuszu, szybko, zanim... - urwał, widząc beznamiętny wyraz twarzy przyjaciela z grotem strzały u szyi. Pokręcił głową i krzyknął rozpaczliwie.
Nadzieja wpatrywała się w niego martwymi oczyma.
Ogień zajął się szatą władcy, jednak mężczyzna nie miał zamiaru go tłumić. Nie tym razem. Płomienie lizały go po twarzy, wysuszając łzy; iskry bawiły się wśród brązowych włosów, zmieniały fakturę i kolor skóry na węgiel.
On jednak nie czuł fizycznego bólu. To, co przeżywał było najokrutniejszą męką, jakiej człowiek może doświadczyć. Jednocześnie król zrozumiał. Zrozumiał wszystko, co było do zrozumienia.
Było jednak za późno.

6 komentarzy:

  1. Nie zawodzisz, jak zawzse z resztą. Napisałaś tak krótko, a mnie i tak ciarki przeszły, ale to nie nowowść ;)

    Pozdrawiam i więcej wolnego czasu życzę :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku było Łubududu i Niewiadmoco, a później nastała ciemność i mrok - tak w wielkim skrócie.
    Najazd wroga, bitwa, tylko dlaczego? Co takiego się stało?
    Chyba nie najechali na biednego króla i jego poddanych ot tak, bez powodu?
    Ale dobrze, wróg przybywa i trzeba się ratować, walczyć, uciekać czy jeszcze coś, a król tchórzy. Nie ma to jak odpowiedzialny władca.
    I tu, na szczęście, albo i na nieszczęście, pojawia się Tadeusz, a wraz z nim scena poruszająca i pełna romantyzmu.
    Wojciech bohatersko postanawia walczyć.
    Podoba mi się.
    Nagle JEB.
    Śmierć.
    Lubię tragiczne zakończenia. Bez słodkości i przesadnych, rozczulających scenek.
    "Kapitulacja" przypadła mi do gustu, jest dobra.

    OdpowiedzUsuń
  3. Końcówa najsilniejsza. To jest ten syndrom wpatrywania się w zdanie, bardzo prosto zbudowane, cztery wyrazy, zrozumiałe, ale czytasz i czytasz, jakby miał Ci sie objawić jakiś ukryty sens. Jakby się mogło cos zmienić. Mrok, mrok, mrok. I mnóstwo niedowiedzenia czyli wyobraźnia kreuje w dzikim stylu strój dla tego, co jej się wydaje. Lubię tak. Inspirujące.
    Potężny krok w nowy rok ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Emocje podczas czytania Twojego opowiadania, zamknęłabym w jednym bardzo brzydkim słowie na Z. Na początku śmierć grabarza, potem Bum! i przenosimy się do liceum, w którym zabija się ostatni nastolatek na Ziemi, a później, kolejna śmierć tym razem króla i jego przyjaciela. SZOK! Naprawdę, taką emocjonalną bombą to... no nie byłam na to przygotowana. A jeszcze ten obrazek u góry. Na pewno będę wpadać częściej. Pozdrawiam.

    [nocte-avis]

    ps. tło na moim blogu jest tymczasowe, więc nie dziw się, że nie pasuje do niczego. (taka tam odpowiedź na Twój komentarz.)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wyobraź sobie, że podczas czytania puściłam sobie wyjątkowo mroczną muzykę i przy każdym akapicie czułam dreszcz. ;D Najbardziej pozostał mi w pamięci ten moment, kiedy Nadzieja umarła. "Nadzieja wpatrywała się w niego martwymi oczyma." Dreszcz wszystkich dreszczów. ;) Bardzo klimatycznie.
    Co do szablonu na stronie - czy mi się wydaje: najniższy obrazek po prawej to średniowieczny lekarz (http://grafik.rp.pl/grafika2/786676,805974,3.jpg) czy tylko kruk? Bo jeśli lekarz to... to to bardzo oryginalne i jeszcze mroczniejsze. PODOBA MI SIĘ. :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Sama mam folder pełen "łanszotów", ale moje nie mogą równać się z twoimi -.- Miażdżysz <3

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Layout by Yassmine